Rozdział 8 –
,,This’s a game which winnig is life”
Lily’s POV:
Tak jak Justin obiecał oglądaliśmy film. Już od początku
Justina nudził ten film jednak nie dałam za wygraną. W łzy miałam w oczach, był
to tak piękny film. Justin nie widział w tym nic nadzwyczajnego, jednak ja tak.
Justin oparł się o moje ramię i ‘’oglądał”. Dopiero po kilku minutach
zorientowałam się , że chłopak usnął.
- Justin. – szturchnęłam go.
- Tak, tak ? – zaspany ocknął się, a ja wybuchłam nie
opanowanym śmiechem.
- Zasnąłeś.
- Jejku przepraszam. – musnął mu policzek.
Westchnęłam głośno i wyłączyłam film. Wiedziałam, że to nie
wypali, gdyż Justin nie jest typem romantyka. No przynajmniej takiego.
- Lily, nie gniewasz się? – spojrzał na mnie takim słodkim
dziecięcym wzrokiem.
- No jasne,
że nie. – przytuliłam go.
Leżeliśmy
tak w ciszy nawet nie wiem jak długo. Justin jest taki, że nie mogę się na
niego długo gniewać. Dotykaliśmy swoje dłonie, wymienialiśmy się pocałunkami
nic przy tym nie mówiąc. Atmosfera pomiędzy nami była dosyć luźna, lecz można
było wyczuć w niej nutkę strachy, podenerwowania. Nie chciałam popełnić błędu.
Tą chwilę jednak musiał nam przerwać Chaz.
- Justin
musisz ze mną pojechać. – wparował do pokoju bez pukania i tak po prostu
oznajmił.
- Jest to
konieczne ?
- Jeżeli
chcesz mieć bezpieczną dupę i przy okazji chronić Lily to tak. – warknął.
W oczach
Justina pojawiło się przerażenie. Nie wiedziałam o co chodzi, a bałam się
zapytać. On z Chazem wymieniali się spojrzeniami, tak jakby rozmawiali ze sobą.
- Kochanie
zejdziesz na dół do chłopaków i zostaniesz z nimi przez chwilę dobrze ? – kątem
oka spojrzał na mnie.
- Coś się
stało? – spytałam, jednak po chwili zaczęłam tego żałować.
- Będę
zaraz. – Justin chwycił swoją czarną skórzaną kurtkę i z Chazem zbiegli na dół.
Nie
śpieszyło mi się do zejścia na dół. Zostałam jeszcze na chwilę, aby przemyśleć
parę spraw. Po pierwsze Justin nie był ze mną do końca szczery, to akurat da
się zauważyć. Boję się zapytać o co chodzi, ale wiem, że się wścieknie. Chyba
jak każdy chłopak. Po drugie nie ufałam mu jeszcze do końca. Nie chcę znowu
cierpieć tak jak było to z Andrew. Okazał się być totalnym dupkiem i frajerem.
Chciałabym już zamknąć ten rozdział w swoim życiu jednak on dalej się pojawia.
Wraca jak boomerang. Wstałam z łóżka i powolnym krokiem chodziłam wzdłuż pokoju
rozglądając się po nim. Moją uwagę jednak przykuł tajemniczy kuferek stojący
koło telewizora. Wiem nie powinnam, ale to jest silniejsze. Kucnęłam przed nim
i złapałam go w dłonie. Wzięłam trzy głębokie oddechy i otworzyłam go.
Zamurowało mnie totalnie. Znajdowały się w nim woreczki, a w nich biały
proszek.
- Justin…-
szepnęłam do siebie. Szybko zamknęłam go słysząc kroki dochodzące ze schodów.
Odłożyłam go na miejsce i pobiegłam na fotel. Nie myliłam się, do pokoju wszedł
Ryan.
- Zejdziesz
do nas na dół? – jąkał się. Nie było mu łatwo, nienawidził mnie.
- Chcesz czy
Justin ci kazał? – uniosłam lewą brew do góry.
Chłopak
ciężko wypuścił powietrze z płuc i usiadł naprzeciwko mnie. Nie patrzył mi się
w oczy, w sumie sama nie wiem dlaczego. Uciekałam wzrokiem od niego, jednak on
niemalże wymuszał to spojrzenie.
Justin’s POV:
Stukając
palcami o kierownicę spokojnie czekałem, aż czerwone światło zmieni się na
zielone. Chaz w torbie miał 3 kg substancji przypominających marihuanę, tabakę
i kokainę. Serce biło mi jak szalone. Za śmierć ludzi, to właśnie my będziemy
ponosić konsekwencję. Nauczyłem się zabijać z zimną krwią i tak musi zostać.
Jedyne uczucie jakie w sobie mam to miłość do Lily. Wiem, ze nie mogę jej tak
długo okłamywać. Gdy wrócę do speluny, opowiem jej o wszystkim. Jechałem drogą,
a światło uliczne migało mi przed oczami. Czułem się jak w jakimś remixie,
niestety nie było to prawdą. To gra w której wygraną jest życie.
- Justin ? –
odezwał się Chaz.
- Co?-
błądziłem wzrokiem po szosie.
- Nie rób
pochopnych ruchów, damy mu ten towar i założymy swój biznes. Teraz odpuść.
- Nie będę
dłużej ciotą! – uderzyłem w kierownicę próbując jakkolwiek powstrzymać emocje,
które coraz bardziej nade mną górowały. To uczucie było okropne.
- Idioto nie
jesteś. Wyluzuj. – Chaz nie przestawał mnie uspokajać.
- Nie mogę
stracić przez to gówno Lily… - spokorniałem.
- Ty serio
ją kochasz.
Ignorując go
jechałem dalej. Wjechałem na osiedle, gdzie nikt nie miał by odwagi wejść sam.
Były tam opuszczone domy, pełno dilerów, złodziei, morderców. Miejsce idealnie
pasujące do mnie. Wysiedliśmy z samochodu rozglądając się przy okazji po
okolicy. Oparłem się o maskę samochodu, modląc się o łaskę i pomoc. Z ciemności
wyłoniły się postacie. Sylwetki potężnych mężczyzn. Nie miałem szans z nimi.
- No, no
Bieber. – odezwał się głos z ciemności.
- Bierz
towar i kończymy z tym, zakładamy swój biznes. – mój głos był przepełniony
jadem.
Chaz’s POV:
Niech on się
ogarnie. Będziemy mieć kłopoty, z których łatwo tak nie wyjdziemy. Thomas
wyłonił swoją twarz z cienia, jego śmiech odbijał się jak echo. Był to raczej
sarkastyczny śmiech.
- Doprawdy ?
– skinął głową.
Justin
przełknął ślinę, można zauważyć, że się stresuje. Zawsze struga bohatera,
jednak teraz wymiękł. Miał żyć dla kogo, nie mógł tego spieprzyć. Stukał prawą
nogą w ziemię, próbując powstrzymać się, aby nie powiedzieć nic głupiego. Nic
co mogło by go zniszczyć.
- Thomas,
nie przedłużajmy tego. Oddajemy dług i spierdalamy. – odezwałem się, nie chcąc
aby któryś z moich czarnych scenariuszy stał się realistyczny.
- Widziałem
ostatnio laskę u boku. – mężczyzna trafił w jego czuły punkt. Momentalnie
Justin stanął prosto, wypiął klatkę piersiową do przody. Starał się przekazać,
iż jest gotowy do ataku.
- Od niej
się odpierdol.
- Czyżbym
trafił w twój czuły punkt Bieber? – Thomas szedł coraz bliżej i bliżej. Zgasił
papierosa na ziemi, a jego ludzi szli tuż za nim. Nie czekając dłużej, rzuciłem
mu torbę centralnie tuż pod nogi.
- Rachunki
są rozliczone. Wracamy Justin. – wycofując się, odparłem. Byłem pewny, ze już
wszystko będzie w porządku. Nagle mężczyzna złapał Justina za tył kurtki i
rzucił nim o maskę. Podeszli do mnie ludzie Thomasa i trzymali. Mogłem tylko
patrzeć jak Thomas daje z ryj Justinowi.
- No kurwa
Bieber broń się ! – krzyczałem. Jednak na marne. Przyglądałem się jak Thomas
kopie Justina w brzuch, po żebrach. Chłopak podniósł się i szarpali się.
Przeciwnik nie dawał za wygraną. Wyrywałem się pomimo wszystko, chciałem mu w
jakikolwiek sposób pomóc. Justin oparł się rękoma o ziemię i pluł krwią. Wstał
wyciągając palec wskazujący.
- Policzymy
się Baker. – oznajmił wsiadając do samochodu. Wyrwałem się z rąk tych
wstrętnych ludzi i wsiadłem na miejsce pasażera. Chłopak odjechał z piskiem
opon. Nie panował w tej chwili nad sobą.
- Nic jej
nie zrobi. – starałem się go uspokoić, chociaż to nie było w tej chwili
możliwe.
- Skąd kurwa
wiesz ?! – krzyknął ścierając rękawem
Rzeczywiście.
Nie było pewności, że nikt jej nie dopadnie. Musimy być jak jej ochroniarze.
________________________________________________________________________
Założyłam grupę dla osób, które czytają mojego bloga :) KLIK
Jeżeli chcesz być informowana o kolejnych rozdziałach i tym co się u mnie dzieje, ogólnie być na bieżąco po prostu dołącz :3
Ci co czytają mnie na asku wiedzą że zastanawiam się na zawieszeniem.....
niestety jest to coraz bardziej realne. Stanie się to najprawdopodobniej 11 marca, będzie wtedy ostatni rozdział i wrócę po testach :(
Mam nadzieję że zostaniecie ze mną ♥
Aha, jeszcze jedna informacja :D
Z okazji że niedługo na As long As you love me będzie rok, przygotowuję dla Was jednorazówkę z tego opowiadania :D
Cieszycie się ? :*
Im więcej komentarzy tym większa motywacja Pysie ♥
Pierwsza! :D super rozdział!!! Nie proszę nie zawieszam bloga!! :(((
OdpowiedzUsuńCzekam na nn <333
Jezu cudowny jak zawsze ♥♥♥♥♥ ciesze sie ze bedzie ten jednorazowy As long as you love me ♥ czekam na nn ;**
OdpowiedzUsuńPamiętam ,że kiedyś zostawiłaś u mnie na blogu linka do swojego bloga i przez dłuższy czas nie wchodziłam...Teraz tego żałuje,ponieważ piszesz fajnie.A bloga czyta się zadziwiająco szybko i przyjemnie. Chociaz nie lubię opowiadan o Justinie to Ty mnie urzekłaś i postanowiłam zostać. Wysuwa się tylko jedno słowo z moich ust: WOW.NIc więcej :D
OdpowiedzUsuńa ja tymczasem zapraszam gorąco do siebie.nie będę pisać ,ze mi zalezy na Twojej opinii bo chyba powinnaś sama sie domyślić. :p
http://themoordeath.blogspot.com/
Jeej, już zapisuję się do grupy;)
OdpowiedzUsuńJeżeli będziesz musiała to zawiesisz, Ci co naprawdę kochają to co robisz zaczekają, a poza tym są rzeczy ważniejsze od bloga, więc to nic dziwnego. Ja się w każdym razie nigdzie nie wybieram, bo blog jest niesamowity i strasznie mnie wciągnął <3 Mam nadzieję, że nic nie stanie się Lily : (
Pozdrawiam Cię i życzę weny ;***
świetnyy ♥
OdpowiedzUsuńBoski <3 Kocham i czekam na następny ; *
OdpowiedzUsuńmasz talent ♥
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. ♥ || REBELDE
OdpowiedzUsuńO nieee nie zawieszaj serrrioooo kocham to opowiadanie i to jak piszeeeesz!!!!! nie mogę doczekac sę kolejnego roz!! <3
OdpowiedzUsuńPomimo tego iż nie lubie Biebera rozdzialy bardzo mi sie podobaja...styl i fabula sa genialne.Zaczynam sie wkrecac.
OdpowiedzUsuńŚwietny pisz dalej :)
OdpowiedzUsuńsuper blog . ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego i bardzo proszę o komentarze ;*
http://carmen-16-danger-story.blogspot.com/2014/03/rozdzia-1.html
Super rozdział, będę tu dość często wpadać.Zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńSkomentuję jeszcze raz, a co mi tam;) Świetny jest nowy szablon, tylko szkoda, że Justina na nim nie ma;/
OdpowiedzUsuńcud - miód
OdpowiedzUsuń